Recenzje i wydawnictwa

Wyjście z cienia

Recenzja wystawy Grochem o ścianę, Sopot, dworek Sierakowskich, 2 - 30 sierpnia 2011 r.
Krzysztof Kuczkowski, dwumiesięcznik literacki "Topos" nr 5 2011

Malarstwo Izabeli Rajskiej jest dla mnie jednym z największych tegorocznych odkryć. Artystka wystawia dopiero trzeci rok, nie ma w dorobku ważnych nagród i spektakularnych osiągnięć. Maluje tak, jakby nie było Maciejowskiego i Sasnala. Nie kontestuje postsztuki, czyli sztuki, która utraciła sens. Po prostu – jeżeli tutaj cokolwiek może być po prostu – nie interesują ją trendy i nurty ultranowoczesne, dreszcze wstrząsające wiotkim ciałem współczesnej sztuki zdają się dla niej nie istnieć. Jest wierna realizmowi i malarstwu figuratywnemu. Maluje ludzi – portrety i akty, z dbałością o szczegół, dynamizując obraz poprzez światłocień i mocne, nasycone barwy.
Wydaje się – nic nowego, a jednak oglądając obrazy Izabeli Rajskiej, czuję powracające, a ostatnimi laty mocno nadwątlone poczucie celowości sztuki, odnoszę wrażenie, że obcuję z jej tajemniczym sensem, który za chwilę ujawni swoją dosłowność. Na szczęście nie ujawnia. To co zakryte, pozostaje zakryte. Zanurzone w cieniu, z którego wyłaniają się twarze portretowanych ludzi.

I w tym dualizmie (jasne – ciemne) tkwi siła obrazów artystki, w balansowaniu na granicy pomiędzy tym, co realne i racjonalne, a tym, co nadrealne i irracjonalne, pomiędzy dosłownością a metaforą, pomiędzy tym co dopowiedziane, a tym co niedomówione, pomiędzy sztucznością a naturalnością. Pewnie można by tych "pomiędzy" namnożyć, starając się uchwycić paradoksy sztuki Izabeli Rajskiej, traktując te paradoksy jako szczeliny, przez które przedostaje się światło sensu.

Najbardziej interesującą grupą obrazów sopockiej autorki wydają mi się być autoportrety – pojedyncze i wielokrotne, odrobinę stylizowane; osoba portretowana wtłoczona jest w kostium odwołujący się czy to do orientu (W krainie Jiangxi), czy do europejskiej kultury mieszczańskiej (Oczekiwanie), czy też sfery sacrum (Madonna). Kostiumy pozostają jednak sprawą drugorzędną. Liczy się twarz – poważna, skupiona, poddana daleko idącej indywidualizacji. Twarz charakterystyczna. Emanująca mocą. Jeśli wyraża oczekiwanie, to jest to oczekiwanie aktywne, dynamiczne, wybiegające w stronę oczekiwanego, jeśli pokora, to pokora pozbawiona słodyczy czy uniżenia, pokora będąca wyborem osoby niepokornej.

Izabela Rajska odkrywa dla siebie to, co jeszcze do niedawna było oczywiste i na czym ufundowana była cała europejska filozofia. Sokratejskiemu czy raczej delfickiemu postulatowi „poznaj samego siebie”, w obszarze malarstwa odpowiada wysiłek włożony w całościową rekonstrukcję własnej osoby. Autorka zdaje się zapytywać: kim jestem jako byt indywidualny? Próbą odpowiedzi są kolejne autoportrety. Mam szacunek do sztuki opartej na rzemiośle, zadającej istotne pytania, poszukującej odpowiedzi, sztuki która jest wynikiem namysłu nad własnym istnieniem, a nie tylko nad rynkiem sztuki i jego domniemanymi oczekiwaniami.

Drugim obok portretu i autoportretu nurtem malarstwa uprawianego przez Izabelę Rajską są obrazy ilustrujące aforyzmy czy przysłowia, co pozwala autorce, jak sama mówi: „na przedstawianie świata absurdalnego, irracjonalnego”, na „realizm fantastyczny.” Takie obrazy jak Grochem o ścianę, Wszystko na sprzedaż czy – zwłaszcza – najnowszy, ukończony tuż przed wernisażem, będący ilustracją perskiego porzekadła pt. Gdy lew jest stary, staje się zabawką dla szakali pozbawione są charakterystycznej dla portretów wierności szczegółowi, tutaj detal jest o tyle ważny, o ile przyczynia się do uwiarygodnienia warstwy narracyjnej czy anegdotycznej obrazu. A jednak od twarzy uciec nie można. Szakale otaczające starego lwa mają twarze ludzi ze świata mediów, a i twarz samego króla zwierząt wydaje się skądś znajoma. Czy któryś z tych nurtów przeważy? Byłoby źle, gdyby autorka porzuciła swoją „szkołę portretową” na rzecz fabularyzowanych malarskich opowieści. Tajemnica skrywająca się w cieniu wciąż czeka na swoją Ariadnę.

Nagle pewnego dnia zamieniła smyczek na pędzel

Recenzja wystawy w Galerii Triada w Sopocie, Tadeusz Skutnik, Dziennik Bałtycki 19.03.2008

Rzadko się zdarza, aby tytuł wystawy tak dokładnie przylegał do jej treści niczym kostium kąpielowy do ciała, jak w przypadku wystawy Izabeli Rajskiej „Portret własny. Podróże w czasie i przestrzeni”. Są to rzeczywiście autoportrety w apostolskiej liczbie dwanaście, ale „apostolstwo” jest tylko dopasowaniem się do szczupłej przestrzeni sopockiej Galerii Triada (przy Monciaku), a nie ma znaczenia ewangelicznego.

Dalej: są to autoportrety wcielone w inne postaci, do kulturowego rozpoznania – jako współczesna muzułmanka, Japonka, Afganka, Pakistanka. Albo postaci z innego czasu, np. ulubionego przez autorkę renesansu, uwiecznionego w dziełach sztuki. Jako tamtoczesna mieszczka, arystokratka czy najsłynniejsza spośród nich Mona Liza. Bardzo skomplikowane, gdy tej ostatniej sobie – zadumanej – przeciwstawia siebie diablicowatą, w burzy rudych włosów. Pomiędzy nimi są jakieś wyładowania elektrostatyczne.

Pomiędzy każdym zresztą autoportretem (z innego czasu i przestrzeni) a podobizną autorki są ciągłe napięcia i wyładowania i one – jak mi powiedziała – jeszcze się nie zakończyły na eksponowanej liczbie dwunastu obrazów. Ciąg dalszy nastąpi, a jak będzie długi – ona sama jeszcze nie wie. Aż tak precyzyjnie swojej twórczości nie planuje. Choć w każdym obrazie jest zegarmistrzowsko precyzyjna. Uwielbia wierność detalom. Subtelność koloru.

Ma pewnie na to wpływ jej poprzedni zawód artystyczny, wymagający niebywałej precyzji: skrzypaczka. Wykształcona, przez 17 lat grała w orkiestrze Państwowej Opery Bałtyckiej. Nagle pewnego dnia Roku Pańskiego 2001 stwierdziła, że wraca do ukochanych zajęć z dzieciństwa: rysowania i malowania. Podjęła zaoczne studia na ASP w Gdańsku i pod opieką artystyczną prof. Marii Targońskiej w ub. roku w pracowni prof. Henryka Cześnika uzyskała dyplom z malarstwa.

Cóż można dodać? To jej pierwsza wystawa indywidualna, kontynuacja tematu dyplomowego. Widać to z resztą, ale też widać, jak się ten temat rozrasta, jak zdobywa metafizyczny szlif. Napełnia niepokojem miejsca, które na ciele zakrywa i które odkrywa: jak zawsze oczy. Jeśli tak będzie dalej to Izabela Rajska słusznie zrobiła, odkładając skrzypce, biorąc pędzel do ręki.

Izabela Rajska i jej autoportrety

fot. Grzegorz Mehring

Wydawnictwa